sobota, 16 listopada 2013

Zielono mi

Już jakiś czas temu zapałałam ogromną miłością do organizmów zielonych. Pisałam już o nich TUTAJ, przy okazji organizacji swojej klatki. Wychodzące poza pręty pnącze bluszczu ma dla mnie zdecydowanie symboliczne znaczenie. Dawniej, przez długi okres czasu na moim parapecie gościł jedynie samotny cytrus princess (Bardzo urzekł mnie pomysł jednego z panów, by nadać mu takie imię!). Nie był bardzo wymagający, więc nasza współegzystencja jakoś przebiegała.
Już latem do głowy przyszedł mi pomysł, by wyhodować w doniczce inne drzewa, być może naturalnie występujące w Polsce. Najbardziej zastanawiam się, jak mogłyby wyglądać liście naturalnie znajdowane na drodze każdej jesieni, w ich miniaturowej wersji. Czy drzewa zrzucą je na jesień, mając ciągły dostęp do ciepłego powietrza i wystarczającą ilość wody?
Wybrałam Klona Zwykłego i Dęba Czerwonego. Przy okazji dowiedziałam się, że te piękne drzewa przypłynęły tu z Ameryki i są inwazyjne dla innych odmian naszych dębów. Wiedzieliście o tym?


Nasiona zebrałam na początku listopada, gdy drzewa gubiły już ostatnie liście. Zasadziłam je w dwóch jednakowych doniczkach z Castoramy. Bardzo podobało mi się oznaczanie kwiatów za pomocą małych tabliczek. Ja w tym celu wykorzystałam klamerkę do prania, pomalowaną srebrnym lakierem i elegancką wizytówkę.


Podlewam je więc i z niecierpliwością czekam, kiedy wypuszczą pierwsze gałązki.
Pozdrawiam was serdecznie i ściskam mocno!

1 komentarz: