czwartek, 27 marca 2014

Siostro, skalpel proszę!

Operacja zakończona pomyślnie! Pacjent żyje i powoli wraca do sił. O kim mowa? O Princess oczywiście! Jako, że kwiecień zbliża się wielkimi krokami zdecydowałam się przesadzić mojego cytrusa, w bardziej odpowiednie lokum. I muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę! To, co zafundowałam swojej roślinie w zeszłym roku, było straszne. Trudność sprawił mi sam fakt wyjęcia drzewka ze starej donicy. Ziemia była glinowata i strasznie ubita. Gdy zalałam ją wodą (a wlałam ponad pół litra, żeby zamoczyć całość!), musiałam całkiem długo czekać, żeby ciecz wydostała się do podstawki. Korzenie cytrusa rozrastały się tylko po górnej warstwie, bo czym głębiej, tym trudniej było się dokopać. Nawet ja zaopatrzona w łopatkę miałam problem z jej wywalenie.

Wydaje mi się, że jak na warunki w których żyła przez ostatni rok, roślinka wygląda całkiem nieźle. Ma dużo małych korzonków. W związku z tym nie maltretowałam jej zbyt bardzo. Przycięłam jedynie korzeń palowy o 1/4 długości i kilka zwisających mocno korzonków, by stopniowo przygotowywać ją do przesadzenia w płytkiej donicy. Póki co zamieszkała w nieco mniejszej niż poprzednio, lecz w zdecydowanie lepszych warunkach. O przygotowaniu gruntu pod cytrusy pisałam TUTAJ.


W zeszłym tygodniu zaadoptowaliśmy również małego Fikusa Benjaminka. Swoją drogą bardzo polecam, w Biedronce za niecałe 12 zł można dostać naprawdę ładne drzewka. My zdecydowaliśmy się na odmianę Varieta z białymi obwódkami na liściach, ale wybór był całkiem spory.
Sporo naczytałam się o roślinach z Biedronki, więc od razu zabrałam się za pielęgnacje nowego okazu. Od razu po przyniesieniu do mieszkania zrobiłam mu porządny prysznic, pozbywając się nieprzyjemnych niespodzianek. W pierwszych dniach gubił sporo liści, ale na szczęście stojąc w  słabo nasłonecznionym miejscu jego stan się ustabilizował. Nie czekając długo, wyjęłam go z doniczki i sprawdziłam jak wygląda od środka. Ziemia w której przebywał faktycznie pozostawiała sporo do życzenia - prawie sam torf z perlitem. Jednak korzenie moim zdaniem wyglądały całkiem przyzwoicie. Drzewko ma trzy pnie, więc i trzy korzenie palowe - wszystkie przycięłam o 1/3 długości. Rozważałam, czy ich nie rozdzielić, ale ostatecznie pozostawiłam w grupie. Przycięłam również część zwisających mocno cieńszych korzonków. Ostatecznie roślinkę przesadziłam do warunków podobnych, jakie zaserwowałam cytrusowi.


Trzymajcie kciuki, by moim pacjentom nie przytrafiły się żadne pooperacyjne powikłania! Czekam, aż mój cytrus będzie miał przynajmniej połowę liści z tych, które obecnie ma Benjamin. W tym roku nie mogę już pozwolić na ich utratę, bo wygląda mizernie jak szkapa z takimi pustymi gałązkami.


Z nowości mam jeszcze do dodania, że wykiełkowała kolejna cytrynka, co sumarycznie daje 5/10 zasadzonych pestek! Oprócz tego, oprócz bluszczu próbuję ukorzenić gałązkę wierzby płaczącej, jednak pomimo iż puściła korzonki, zaczyna usychać górą i nie wiem co na to poradzić.

Uf! Ależ się dziś rozpisałam. W następnym poście na pewno przeważać będą zdjęcia, bo takie pisanie zajmuje mi strasznie dużo czasu, a i wam zapewne nie chce się tego czytać.
Pozdrawiam serdecznie!
J. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz