poniedziałek, 17 lutego 2014

Nowe cytrusy

Dawno nie było nic scrapowego. Boleje nad tym, jednak nadmiar nowych obowiązków i realizacja planów bardzo uszczuplają zasoby mojego wolnego czasu. Pewnie wiecie już, że w lipcu zaczęłam doktorat na swojej uczelni macierzystej. Od paru miesięcy pracuję także jako instruktorka warsztatów z eksperymentów dla dzieci. Poza tym, przymierzamy się do kupna własnego M, tym razem już całkiem poważnie. To naprawdę straszne pochłaniacze energii! Wobec tego dzisiaj niestety również kwiatowo, choć przyznam po cichu, że powoli zaczynam uważać to za swoje kolejne hobby!

Ostatnimi czasy, poranną kawę często piję przy lekturze forum poświęconego cytrusom (O TUTAJ!). Przyjazna atmosfera panująca wśród miłośników roślin egzotycznych zachęciła mnie do założenia konta i podzielenia się własnymi wątpliwościami. Uważnie absorbując rady doświadczonych hodowców i ja zabrałam się do roboty.

Doniczki z Castoramy zdecydowanie stały się moimi ulubionymi! Bardzo do gustu przypadł mi zarówno motyw, jak i kolor. Zainwestowałam w kolejne kilka sztuk, z przeznaczeniem dla moich cytrusów.


W małych doniczkach (6,5 cm x 7-9,5 cm) zasadziłam po pięć pestek cytryny. Nie macie pojęcia jak trudno było mi je zdobyć! Czy i wy trafiacie na jakieś genetycznie modyfikowane owoce bez pestek? Te moje kupowane były w supermarketach, na targu i małych sklepikach w okolicy. Wszędzie to samo - brak pestek. Wcześniej tego nie zauważyłam. Na co dzień to jest wygodne, gdy nie trzeba ich wypluwać przy jedzeniu, ale czy na pewno takie dobre?

Przygotowałam specjalny grunt, który powinien lepiej służyć roślinkom niż zwykła ziemia doniczkowa. Na dno pojemnika nałożyłam siatkę, potem niewielki drenaż z kamyczków i podłoże z ziemi, torfu i piasku w stosunku 6:4:3. 


Mojego cytrusa Princess (eksperci twierdzą, że jest to mandarynka, więc mi jako laikowi wypada tylko wierzyć w ich ocenę) postanowiłam poddać radykalnym zabiegom. Tydzień temu ucięłam mu wszystkie uschnięte gałązki, a dziś dwa żywe pędy. Przyznam, że było to dla mnie niezwykle trudne wyzwanie. Jednak wszędzie spotykałam się z twierdzeniem, że nie ma nic gorszego, niż pozwolić drzewku rosnąć samopas, co ostatecznie zmusiło mnie do wykonania zabiegu. Ucięte gałązki, zgodnie z radą pewnego cytrusomaniaka, włożyłam do ziemi, tak samo przygotowanej jak dla pestek cytryn. Niestety nie znalazłam nigdzie ukorzeniacza, więc nie wiem czy uda się puścić korzonki choć jednej gałązce.


Pozdrawiam was serdecznie z niemalże wiosennego śląska!
Do usłyszenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz